11/25/2013

"Dary Anioła" Cassandra Clare (Miasto Kości, Miasto Popiołów, Miasto Szkła)

   Tracę wiarę w swój rozsądek, opanowanie i zdrowie. A wszystko przez trzy książki jednej serii – "Dary Anioła" Cassandry Clare. Dawno nie dopadło mnie takie uczucie (chyba z pogranicza obsesji), ale cóż poradzić, kiedy w głębi mnie siedzi niepoprawna romantyczka z naiwnością dziewczątka.
   Stało się to wszystko w następującej kolejności:
   Koleżanka powiedziała mi, że obejrzała film, gorszy niż Zmierzch – „Dary Anioła. Miasto Kości”. Widziałam w kinach plakaty, ale jakoś mnie nie zaintrygowały, nawet nie przeczytałam streszczenia. Kojarzyłam jedynie aktora – Jamie’go Campbell Bower właśnie z roli w Zmierzchu.
   Różne romantyczne gnioty opisywane są jako podobne do Zmierzchu (chyba ze względu na chęć sukcesu finansowego) i tyle razy usypiałam na nich, więc postanowiłam, że obejrzę wierząc, że tym razem nie popadnę w szał.
   Obejrzałam i … nic. W filmie dużo się działo, aktor dużo fajniejszy, ale żeby coś zwiastowało najgorsze – nie.
   Następnego dnia pomyślałam: obejrzę sobie jeszcze raz te fajniejsze sceny i tym sposobem zaliczyłam oglądanie nr 2 w całości. Tak się zaczęło notoryczne wracanie do filmu (co u mnie nie jest jakąś nowością jeśli film mi się podoba). Sama nie wiem co mi się tak naprawdę podoba, ale zakończenie spowodowało, że zaczęłam szukać. Dowiedziałam się, że w przyszłym roku będzie druga część filmu, że oparte jest to na książkach, które początkowo miały być trylogią, a teraz są podwójną trylogią, gdyż właśnie również w przyszłym roku odbędzie się premiera kolejnej części książki.
   Zaczęłam się bać. Tyle książek, to przecież szansa na tasiemiec i to gorszy niż Zmierzch, bo o ileż dłuższy.
   Nie wytrzymałam i postanowiłam, że w ciemno kupię wszystkie dotychczas wydane części. Zaczęłam je czytać tydzień temu.
    I tak oto wracamy do teraźniejszości. W sobotę czytałam do 3 rano, wiedząc, że pobudka nastąpi najpóźniej o 8. Nie mogłam się oderwać. Pozy jakie przybierałam przy czytaniu były iście cyrkowe. Boli mnie chyba każda kostka, którą przygniatałam lub wysiedziałam podczas czytania. Ale wszystko to rekompensuje treść. Dzieje się dużo, nie ma głupich rozmyślań bohaterów, choć teraz pewnie poddałabym to analizie i pewnie by mi nie przeszkadzały. Gdy czytałam trzeci tom miałam łzy w oczach, ręce mi drżały i co chwilę powtarzałam „ja pierdzielę”. Serio nie ma co ukrywać, wciągnęłam się bez reszty. Właśnie czytam 4 tom. Staram się to zrobić na spokojnie. Zyskać dystans. Mąż się ze mnie śmieje, ze znów jakąś grafomańską powieść torturuję, ale co zrobić kiedy tak lubię historie miłosne :D.
A oto co można przeczytać o książkach w Empiku:
„Dziewczyna ze skłonnością do wpadania w tarapaty, wampir, który zmaga się ze swoją mroczną naturą, półanioł, pogromca demonów. Połączyła ich miłość i walka, dzieli ich wszystko. Razem wkraczają do Miasta kości…”
„Clary Fray chciałaby, żeby jej życie znowu stało się normalne. Ale czy cokolwiek może takie być, skoro dziewczyna jest Nocnym Łowcą, zabijającym demony, jej matka została magicznie wprowadzona w stan śpiączki, a ona sama nagle zaczyna widzieć mieszkańców Podziemnego Świata – wilkołaki, wampiry, wróżki…”
„Pośród chaosu wojny Nocni Łowcy muszą zdecydować się na walkę u boku wampirów, wilkołaków i innych Podziemnych… albo przeciwko nim. Tymczasem Jace i Clary też muszą podjąć ważne decyzje. Czy mogą pozwolić sobie na zakazaną miłość?”
   Zatem w szale przedświątecznych porządków polecam.

1 komentarz:

Największą motywacją do pisania bloga są komentarze. Serdecznie za nie dziękuję.